18. A gdyby tak…

Myśli – nie myśli.
Słucha – nie słucha.
Żar z rozgrzanego jej brzucha bucha…

Cudowna letnia pogoda: dwadzieścia pięć stopni, błękitne niebo i lekki wiatr. Aż chciałoby się zrzucić z siebie wszystko i wbiec do nagrzanego słońcem morza…  zaraz, zaraz, ale w Polsce morze nigdy nie jest nagrzane tak, żeby bez szoku do niego wbiegać, a poza tym tak biec z Warszawy nad Bałtyk, to chyba zbyt długo by zeszło…

– A gdyby tak pożyczyć ciepłą wodę i wspaniałe leżaki z parasolami z Cypru.. z części tureckiej, bo tam nie ma turystów i jest czyściej.. i przenieść portugalską Costa da Caparica pod Warszawę, a piasek wziąć znad Bałtyku, bo ładniejszy? – rozmarzyła się Chilli – Do tego zaimportować z Famagusty bajeczny Lion’s Garden na imprezy gorączki sobotniej nocy. I jeszcze mieć piwnicę pełną portugalskich win z gigantycznym zapasem Casal Garcia, żeby nigdy go broń Boże nie zabrakło…

Chilli snuła te rozważania pochłonięta porządkowaniem mieszkania po przed-sesyjnej nauce, robiąc pranie (albo będąc dokładniejszym: zmuszając pralkę żeby je zrobiła) i przygotowując na obiad penne ze szpinakiem i camembertem (które ona uwielbia, a Pe nie znosi, ale skoro nie ma Rodziców, a Pe nie gotuje, to funkcjonuje kulinarna dyktatura Chilli). Powoli zaczęło do niej docierać, że właściwie ma wakacje.. no prawie, bo musi napisać pracę magisterską do końca września. Ale to jednak wakacje!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Uncategorized i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na „18. A gdyby tak…

  1. To chyba coś o rządzeniu duszami – młodych. Niezła broń!
    Jak wspominałem, kilka lat temu objechałem Portugalię dookoła. Najpierw górami wzdłuż hiszpanskiej granicy a potem powrót wybrzeżem. Taki wypad „na dziko”, gdzie oczy prowadzą. Ale trafialem w ciekawe miejsca.
    Pozdrawiam

    • no niezły rynek, bo bardzo podatny na manipulacje i uginanie się wpływowi grupy.

      Ja w Portugalii mieszkałam 4 miesiące (taki okres czasu chyba się już kwalifikuje na powiedzenie że ‚mieszkałam”) i mając mnóstwo znajomych Portugalczyków rozbijałam się z nimi po festiwalach, wyścigach samochodowych, meczach, imprezach, itd. ale też sporo pozwiedzałam dzięki nim ciekawych miejsc. Samemu można oczywiście trafić też na fajne miejsca, ale dla mnie super było mieć non stop za przewodnika mieszkańca tego kraju, bo pomagał zrozumieć i opowiadał (znam hiszpański, więc i portugalski rozumiem, ale chodzi mi o takie rzeczy, których obcokrajowiec nie zauważy, bo nie będzie nawet wiedział jak i gdzie patrzeć).

  2. Nie ma mi czego zazdościć – nawet bezinteresownie – Aniu. Czas na wakacje przychodzi, gdy już obowiązki ma się za sobą. Dopiero wtedy się szuka dawno utraconej młodości. I co najciekawsze można ją odnaleźć. Byle się tylko chciało.
    Pozdrawiam serdecznie

    • ania pisze:

      W gruncie rzeczy, nie ma. Ale i tak z rozrzewnieniem wspominam te wszystkie wakacje, gdy muchy bzyczały leniwie a świat wyglądał jak rozpalona słońcem wieś w „Sklepach cynamonowych”. I nawet jeśli nie wróciłabym dobrowolnie do siebie sprzed tych nastu lat, to jest gdzieś we mnie obawa, że tej intensywności lata nie uda mi się już doświadczyć…

  3. ania pisze:

    Moje ostatnie wakacje zaczynały się 11 lat temu… Bezinteresownie zazdroszczę Ci młodości…

    • Młodość ma to do siebie że przemija jakoś tak szybko, ja zazdroszczę (też bezinteresownie oczywiście:) ) z kolei mojej młodszej siostrze, bo ona dopiero od września zacznie studia.

  4. Cześć
    Nie przemawia do mnie marzenie o przenoszeniu malowniczych fragmentów wakacyjnego krajobrazu z międzynarodowych kurotów do Polski. Jest lepszy patent. Kilka lat temu szedłem z Pirenejów do Galicji – oczywiście hiszpańskiej. Chyba tydzień wędrowałem w towarzystwie młodej Niemki, która tez pisała pracę dyplomową. Niosła w plecaku kilka książek i lekki sprzęt do pisania w którym miała zarchiwizowane co potrzeba. No i popołudniami stukała gdzieś w cieniu albo w barze jak z filmów z Eastwoodem tę pracę. tak chyba jest ciekawiej
    Pozdrawiam

    • To nie są kurorty tak naprawdę. W kurortach nigdy nie miałam okazji być w sumie… Turecka część Cypru praktycznie nie ma turystów, no bo przecież powszechnie wiadomo, że oni to są „dzicy, brudni, niebezpieczni”. A Costa da Caparica dlatego, że wystarczyło w weekend 40 minut autobusem z Lizbony i już było się na plaży 🙂 Opcja z wędrowaniem z książkami u mnie odpada, bo mam tych książek za dużo niestety, a w ogóle część z nich tylko w czytelni dostępna.. jedynie mogę sobie powędrować z domu do biblioteki 🙂

      • Na Cyprze nie byłem. Ale bylem w Lizbonie – tylko akurat nie na tych plażach. Natomiast kilka lat temu byłem pod koniec listopada na półwyspie św Wincentego w Portugalii. Super, było ciepło, słonecznie, Atlantyk tez ciepły, puste plaże tylko z sympatycznymi posthippisami surfującymi na deskach no i bardzo tanio. To może wakacje w listopadzie, już bez książek?
        Pozdrawiam
        Ps. O czym piszesz pracę, jesli to nie tajemnica?

      • nie wiem czy po napisaniu pracy czy później, ale w końcu muszę odwiedzić znajomych, bo już mnie molestują bardzo mocno o spotkanie, bo się stęsknili. Portugalia ma mnóstwo pięknych miejsc, ale bez znajomych Portugalczyków się do nich nie dotrze 🙂

        Piszę o wpływie działań marketingowych na style życia i kształtowanie potrzeb młodzieży – tak ogólnie mówiąc. Temat bardzo mocno skrzywiony w kierunku marketingu właśnie, bo tak mi się poskładało, że w tym zakresie mam trochę doświadczenia praktycznego.

Dodaj komentarz